Wysokie zwycięstwa na początek tygodnia!

Poniedziałki przyzwyczaiły nas do wyrównanych bojów na wysokim poziomie, ale nie tym razem! W pięciu z sześciu rozegranych spotkań, jedna z drużyn kończyła mecz wynikiem 2-cyfrowym, co mówi samo za siebie. I nawet ten ,,rodzynek” w którym bramek było najmniej, ciekawy był jedynie do przerwy.

• Zaczynaliśmy od starcia pierwszoligowego, w którym Tanie Blachy podejmowały Bad Boys’ów. Mecz z gatunku tych o sześć punktów, ponieważ dla jednych i dla drugich, zwycięstwo oznaczało oddalenie się od strefy barażowej. Mecz rozpoczął się kilkoma ,,setkami” Blach, więc na prowadzenie jako pierwsi wyszli… Bad Boys! Granatowi wykorzystali niemoc strzelecką rywali i jedna akcja wystarczyła im by otworzyć wynik. Pomarańczowi wyraźnie myśleli o straconych okazjach, ponieważ już do końca meczu nie mogli wejść na poziom prezentowany w pierwszych minutach. Tomasz Kapeluch i spółka grali natomiast swoje i ostatecznie wygrali, już chyba na dobre żegnając w tym sezonie widmo relegacji do niższej ligi.
• Alexander miał ostatnią szansę na podtrzymanie swoich marzeń o awansie do I ligi. Niestety, w ostatniej chwili wypadło dwóch kluczowych zawodników i żółci musieli radzić sobie w składzie jaki stawił się na mecz. Będący w znakomitej formie zawodnicy Classic’a II nie pozostawili jednak rywalom złudzeń już w pierwszej połowie spotkania, którą wygrali aż 8:2! Po przerwie cudu nie było i rezerwy Ekstraklasowicza dowiozły prowadzenie do końca, będąc coraz bliżej barażu.
• Niestety kolejny mecz bez rezerwowych oraz nominalnego bramkarza rozegrał Ejsmond. Choć żółto-niebiescy w optymalnym składzie nawet mogliby podgryzać Enerpol, to i bez tego dostali się do grupy mistrzowskiej i wciąż liczą się w walce o wicemistrza. Jednak w starciu z dobrze przygotowanymi Śledziami, na dystansie całego meczu nie było szans. Mimo to,wyrównany mecz mieliśmy przez nieco ponad połowę, gdzie Śledzie prowadzili, ale tylko dwoma trafieniami. Ejsmond pogubił się dopiero na kilkanaście minut przed końcem, gdzie Michał Kajak i spółka uciekli na kilka trafień. I choć Ejsmond nieco tą stratę zmniejszył,  na więcej po prostu nie pozwolił dobrze grający rywal, który na tą chwilę jest w najlepszej pozycji w walce o wicemistrza.
• Najmniej goli padło w pojedynku Grabówka z Rukolą, a więc w bezpośrednim starciu o byt w Ekstraklasie. Jako pierwsza do siatki rywali trafiła Rukola, ale tym po kilku minutach prób, w końcu udało się wyrównać. KP jeszcze przed przerwą wyszedł na prowadzenie i drugą część meczu zaczynał z przewagą jednego trafienia. Dobrze między słupkami spisywał się Patryk Murawski, który już do końca meczu nie puścił ani jednego gola! Jego kolegom z pola dało to duży komfort i możliwość powolnego oddalania się od przeciwnika. Akcje całego zespołu klasycznie już napędzał Krzysztof Klukowski, który wybrany został zawodnikiem meczu, a jego drużyna wygrała ostatecznie 5:1.
• Ostatni mecz, to pojedynek podopiecznych Jerzego Kani z zespołem prowadzonym przez Ireneusza Ciecierskiego. Spotkania Enerpolu z Chylonią rosną powoli w naszej lidze do miana tego, czym w Polskiej Ekstraklasie są starcia Lecha z Legią! Obie drużyny zawsze są dodatkowo na te spotkania zmotywowane i zebrane w najsilniejszych składach. Enerpol choć mistrzostwo zapewnił sobie już tydzień temu, to chciał udowodnić, że w lidze gra się do samego końca. Żółto-biali choć nie prowadzili wysoko, zdawali się kontrolować to co działo się na boisku. W pierwszej połowie byli ostatecznie lepsi od przeciwników o dwa trafienia – prowadząc 4:2. W drugiej połowie swój moment miała Chylonia DT i gdyby nie fantastyczna postawa między słupkami Pawła Bergańskiego, to wszystko w tym meczu mogłoby się zdarzyć. Mistrz przetrwał jednak tą chwilową nawałnice i postanowił wskoczyć na wyższy poziom, dobijając rywala. Ostatecznie Enerpol wygrywa 11:5, ale trzeba podkreślić, że mecz ten stał na wysokim poziomie i obie ekipy zagrały bardzo dobre zawody.